A wszystko się zaczęło w młodości "zez"-okulary,najpierw korygowanie wzroku,które nie przynosiło

rezultatów.Dzieciaki się ze mnie śmiały-przezywały okularnicą itp.W tamtych latach dziewczyna w okularach wyglądała jak "wąż okularnik"wielkie paskudne oprawki,zupełnie bez jakiegokolwiek kształtu,takie obskurne tandetne okrągłe koła na oczach.W fazie przedszkola nosiłam je,ale gdy poszłam do podstawówki zaczął się totalny śmiech rówieśników i mój płacz.Robiłam wszystko aby te paskudy się popsuły-a to rozbiłam szkło,albo wprost chowałam gdzie się dało żeby tylko mieć jakiś sposób na pozbycie się tego szpecącego moją młodą ładną twarz "dodatku".Nie zdawałam sobie sprawy z tego,że moje oko zaczynało bardzo szybko słabnąć.Trafiłam w końcu na stół operacyjny w Klinice Wojskowej w Warszawie.Po operacji którą pamiętam do dziś oko lewe coraz szybciej słabło (zez został skorygowany)Zeza nie było ale szkła coraz mocniejsze.Przed operacją chyba było minus 1.5 po operacji 4.0 parę lat pózniej 6.0.Az w końcu okazało się,że wada bardzo szybko postępuje.Przestałam nosić okulary.Bolała mnie głowa,oko łzawiło,wciąż miałam ściśniętą powiekę.Znowu poszłam do okulisty,i wtedy usłyszałam-Masz zdrowe prawe oko,więc sobie poradzisz.No i radziłam sobie,aż do chwili kiedy okazało się,że zupełnie oślepłam i mam zwyrodnienie plamki żółtej.No i tak to jest do dziś.Noszę okulary bo szwankuje mi trochę prawe oko.Po ostatnim badaniu Lewe oko niewidzące,a prawe+1.5.To tyle co chciałam dodać do swojego" opisu"